Na rynku

Ale to już było… – na kłopoty Szczepański…

Ale to już było, i nie wróci więcej… Myślę, koledzy, że wielu z Was zna tekst piosenki Maryli Rodowicz i choć mówi ona o przemijającym życiu, to pasuje jak ulał do problemu, jaki dziś chciałem Wam przedstawić.

Ja swoją karierę dekarską zaczynałem w 2005 roku. Piękne to były czasy, ludzie budowali się na potęgę, banknoty ino furczały w liczarkach banków, a my mieliśmy roboty ustalone na pół roku do przodu albo i lepiej. Pamiętam klientów, którzy cieszyli się, że mam termin, nie pytali o cenę robocizny. Pamiętam też, jak szedłem z nimi do hurtowni dekarskiej i wtedy nikt nie pytał, czy dostanę dachówkę taką, czy taką, zieloną, czerwoną czy czarną, tylko padało pytanie: czy kupię 250 m2 dachówki. Pieniądze się mieliły, ceny rosły… aż przyszedł 2007 rok i wszystko pier…, znaczy upadło. Kryzys, krach, jak kto woli. Wtedy, sądząc, że ta sytuacja nauczyła nas czegoś uważaliśmy, że możemy zaśpiewać: ale to już było…

Przyszedł jednak styczeń 2021. Pieniądze znów furczały w bankowych liczarkach, pracy mieliśmy pod korek, klienci wybrzydzali: może dachówka taka, może inna… Tu 5 groszy taniej, tam 10 groszy drożej… Nie minęło pół roku, jak klient pyta, czy w ogóle coś dostanie na swój dach. Nie pyta o cenę, bo dziś jest taka, a jutro może być 30% drożej. Nie 5 groszy… Bierze co jest. Czy Wam to czegoś nie przypomina? Chyba wszyscy przedsiębiorcy już wiedzą, co się wydarzy. Znów wszystko… Jest tylko jedna różnica, materiał w większości jest dostępny, za kwartał, za pół roku albo i nawet na jesieni. Można zamawiać do woli, tylko nie wiadomo w jakiej cenie się kupi. Komponenty drożeją w zastraszającym tempie, drożeją koszty utrzymania pracownika. Staram się to zrozumieć, tylko bardzo ciężko to wytłumaczyć osobie pracującej na etacie u kogoś i nie mającej na co dzień kłopotów, jakie obecnie mamy my, przedsiębiorcy.

Myślę jednak, że problem jest dwojaki. Za brakiem dostępności niektórych materiałów stoją między innymi wielkie firmy handlowe – molochy, które z wyprzedzeniem zamawiają kilka tirów dachówki, a nie konkretne sprzedane dachy. Niektórzy producenci dali się wmanewrować w pułapkę uzależnienia od WIELKICH, bo w takim przypadku mniejsze firmy zaprzestają handlować niektórymi produktami, ponieważ zwyczajnie klient musiałby czekać na dachówkę i 9 miesięcy. Innym problemem wpływającym na brak materiału jest brak opłacalności produkcji niektórych wyrobów. Przez galopujące koszta zwyczajnie nie opłaca się produkować asortymentu, którego nakład pracy i czasu jest duży (np. dachówek płaskich), a więc jest długi czas zwrotu nakładów. I mając taką kumulację powodów, choć jeszcze klienci pieniądze mają, znów muszą kupować to, co aktualnie jest, a nie to, co faktycznie by chcieli. Czy producenci zmienią taktykę? Tej ekonomicznej na pewno nie, i niestety jako przedsiębiorca ich rozumiem, natomiast za nic na świecie nie potrafię zrozumieć drugiego powodu, czyli uzależnienia od gigantów. Lat temu kilka, mogliście Koledzy przeczytać w moim felietonie o historii i powodach „upadku” trzech dużych firm z mojego „podwórka handlowego”. Wielu producentów wtedy płakało, zarzekało się, że nigdy więcej takich układów. Było to 15 lat temu… I choć od tamtej pory w koncernach zmienili się dyrektorzy i prezesi, ci którzy nadeszli – co bardzo mnie dziwi – niczego się nie nauczyli na błędach poprzedników.
Zatem, czy widzę szansę na zmianę? Tak, jedną, ale to nie felieton polityczny…

Z dekarskim pozdrowieniem
Rafał Szczepański


Data publikacji: 6 kwietnia, 2022

Autor:



Komentarze


Udostępnij artykuł

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Podobne artykuły