Dlaczego kwadratowa murłata?
Szanowni koledzy cieśle, czy zastanawialiście się kiedykolwiek, dlaczego w Polsce murłata musi być kwadratowa, mieć przekrój 12 x 12 albo 14 x 14 cm i być mocowana szpilkami zatopionymi w wieńcu?
Prawda, że nie zdarzyło się Wam nigdy zmierzyć rozstawu pionowych szpilek osadzonych jak pod sznurek, odrysować je na prostej murłacie, wywiercić otwory i po prostu nałożyć ją i przykręcić? Prawda, że nie ma prostych murłat ani szpilek osadzonych pionowo i w linii.
Dlaczego w takim razie taki sposób jest powszechny i obowiązujący? Dlaczego tak to wszyscy robimy?
Murłata, jak wiadomo, służy li tylko do zamocowania krokwi na ścianie. Można by każdą krokiew z osobna mocować do wieńca, ale to nie ma sensu. Łatwiej wypoziomować jedną belkę i do niej, drewno do drewna, mocować wszystkie pozostałe. Murłata pod naporem krokwi chce się przewrócić na zewnątrz, więc na logikę powinna mieć przekrój leżącego prostokąta, a nie kwadratu. Na tyle tylko wysokiego, aby było w co wbić gwoździe. To dlaczego jest tak wysoka? (Rys. 1.)
Jak widać nie chodzi o statykę. Wysokość murłaty jest tylko konsekwencją systemu jej mocowania. A system ten jest konsekwencją opinii „bo tak się robi” oraz nieznajomości złączy ciesielskich. Murłata jest tak wysoka po to, żeby dolna krawędź krokwi z wyciętą kamą minęła kant betonowego wieńca. I to jest jedyny powód wysokości murłaty. A skoro jest wysoka, to jak ją zakotwić w betonie, jeśli nie szpilkami?
A czyż nie łatwiej położyć na wieńcu beleczki, powiedzmy 6 x 14 cm, ustawić ich równoległość, wypoziomować, przewiercić drewno i beton oraz zamocować kołkami rozporowymi? Jasne, że łatwiej. I nie tylko cieślom. Murarzom też. Myślę, że bez szpilek robiliby równiejsze wieńce. (Rys. 2.)
Kiedyś budowaliśmy metodą tradycyjną trudną więźbę, typową dla obecnej mody na skomplikowane dachy – piramida, z niej wychodzi druga, do tego jaskółki i ponadnormatywne przekroje belek. Belki mokre, prosto z tartaku. Piła łańcuchowa i „oko”… Znacie to. (Fot. 1.) Niedawno widzieliśmy przykład gotowej więźby do składania – suszone, heblowane belki ze wszystkimi zacięciami. Taki sam dach. (Fot. 2.)
Powiecie: „drogo”? Szlag mnie trafił, gdy powiedzieli nam, że ekipa składała go 3 dni, a dźwig mieli przez 2 godziny. My to samo robiliśmy miesiąc, a dźwig pracował 3 dni. W dodatku rezultat był daleki od ideału. I co jest droższe?
Jakie są więc inne możliwości niż kwadratowa murłata i krokwie z kamami?
Jest wiele.
Po pierwsze można kamy dobijać zamiast wycinać. (Fot. 3.) I tak najczęściej daje się za niskie krokwie (taki system) i dobija potem do nich kantówki od dołu, żeby uzyskać miejsce na grubszą wełnę.
Po drugie można więźbę budować z belek dwuteowych (Steico albo Kronopol), w których nie wolno wycinać kam. „I-beamy” należy mocować odpowiednimi stalowymi złączami ciesielskimi (Simpson VPA) do murłaty, której wystarczy przekrój 4, 5 x 9 cm. Jasne, że łatwiej ją przymocować kołkami. Szpilki nie są do niczego potrzebne. (Fot. 4.)
Po trzecie są systemy złączy, dzięki którym można zamocować murłatę na krawędzi płyty stropowej. Dodatkowo uzyskuje się kilka bonusów: ściankę kolankową w linii ściany parteru, rodzaj kratownicy na dolnym końcu krokwi, gotowe do zakładania obróbek wykończenie czoła krokwi i okapu (podbitka). Mamy zatem większą powierzchnię na poddaszu użytkowym, mocne zakończenie krokwi na dole i łatwość zakładania podbitki i deski czołowej. No i mniej roboty. (Rys. 3.)
Zbudowaliśmy deweloperowi z Zielonej Góry dwa identyczne dachy po 1000 m kw. każdy. Pierwszy z krzywych belek z kamami, drugi już z belek dwuteowych Steico + złącza Simpsona. (Fot. 5.) Za pierwszym razem trwało to 5 tygodni, za drugim – 3 tygodnie. Poszło nie tylko szybciej, ale też równiej – maksymalna odchyłka połaci od płaszczyzny dachu: 4 mm. Dekarz, po sprawdzeniu połaci łatą trzymetrową, wyrzucił sznurek. Ale wciąż na tradycyjnych murłatach.
Na trzeci dach umówiłem się tak, że nie będzie w wieńcach szpilek i sami osadzimy prostokątne murłaty. Robimy obaj postępy. A jak się murarz ucieszył!
Na koniec refleksja ogólna. Myślę, że w krajach bardziej rozwiniętych doszli już dawno do wniosku, że bardziej kalkuluje się stosowanie droższego, ale lepiej przygotowanego drewna i maksymalne skracanie montażu.
W Polsce ciągle normą jest system „prostowania”: cieśla po murarzu, dekarz i „gipsiarz” po cieśli. Przyzwyczailiśmy się do kwadratowych murłat i szpilek, bo kilka-kilkanaście lat temu to była jedyna opcja. Nie było kołków Fischera albo Upata, nie było złączy Simpson ani belek dwuteowych. Zaś ówczesnymi wiertarkami jeden otwór „męczyło” się kilkanaście minut. Nie zauważyliśmy, że mamy już to wszystko, a do tego narzędzia akumulatorowe z litowymi bateriami i nowe systemy wierteł, których ciągle jeszcze nie mam czasu dokładnie poznać.
Juliusz Głowacki
A wystawialicie murlate za mur tak 70cm o wysokości 6 cm i mocowaliscie na niej belkę? Chyba nie. I zywotnosc takiej mur laty 6 na 14 jest mniejszy. Zgodzil bym sie na murlate 12 x 24 blachy wyglądają mniej profesjonalnie od kam. Tym bardziej że więcej się wbija gwoździ wkrętów. I powoduje to pęknięcia na drewnie. Kama powoduje ze belka jest oparta i pusta przestrzeń jest wypełniona murlata. A jak chodzi grubość murlaty to sprawdzcie jak się wygina taką deska jak trawi się na nierówności na wiecu np. 1 cm a grubsza sie więcej wyprostuje
Twoja nowoczesność polega na tym, że droższy materiał zapłaci klient i to z kosztami zaopatrzenia jakiś proc. ty zarobisz bez roboty. Na montaż kalkulacja porównawczo do tradycyjnej i kasa jest dla Ciebie. A klient jak się kapnie to ty już, jesteś daleko. Drugi aspekt murłaty kwadratowej to obciążenie poza murem w szczytach budynku. Dach zabezpieczający szczytową ścianę często jest metr poza murem. Tylko zaciosy i drewno, ale to wymaga wiedzy i precyzji, a nie dostawianie jakichś klocków lub blach oczywiście proste, ale droższe i gorsze w próbie czasowej i siłowej.
Artykuł stary, ale dopiero na niego trafiłem. Ja jeszcze dodam od siebie, że podczas pożaru wszystkie te blachy się rozpuszczą jako pierwsze i dach runie. Mamy wtedy katastrofę budowlaną. Przy dachu tradycyjnym, owszem, konstrukcję i tak trzeba wymienić. Z tą różnicą że po ugaszeniu pożaru ona dalej stoi na swoim miejscu. A pożary domów są częstsze niż myślicie. Jestem strażakiem.
Gdyby dawniej stsosowana takie cynkowane uchwyty, do dzisiaj nie stalaby zadna zabytkowa wiezba.