JA MUSZĘ, On nic nie musi…
Tak, koledzy, to już było, ale dalej będę Was zadręczał prawnymi faktami, o jakich się dowiedziałem podczas mojej sprawy „lex sznurówka”. I to wszystko dla WASZEGO DOBRA.
Na kontynuację tego tematu „natchnął mnie” znajomy z branży, który opowiedział mi, że zasłyszał historię naszego wspólnego znajomego, który to zamontował na dachu łaty dostarczone przez inwestora, a one miały ulec skręceniu, przez co położone pokrycie nadaje się jedynie do zdjęcia. Oczywiście jest on spokojny, bo na szczęście łaty dostarczał inwestor. Bardzo mi przykro… ale niekoniecznie.
Boleśnie się przekonałem, że prawo budowlane, które mówi, że odbiór budynku przez inwestora jest święty, że wszystka kontrola spoczywa na kierowniku budowy, tj. jakości pracy, jakości użytych materiałów, bhp itd… to fikcja, farsa, żeby nie powiedzieć dosadniej. Wiadomo, coś się stało – najłatwiej ścigać wykonawcę, i mimo że kierownik pełni samodzielną funkcję w budownictwie, czyli jest osobą najbardziej wyedukowaną (a przynajmniej tak powinno być) ze wszystkich osób na budowie, to nasze wspaniałe prawo cywilne ma to w głębokim poważaniu. Jeśli inwestor dostarcza drewno na konstrukcję, to TY MUSISZ sprawdzić, czy ma certyfikat zgodnie z projektem, jeśli dostarcza deskowanie, to TY MUSISZ sprawdzić, czy są sęki, oflisy czy jest sinica, jeśli dostarcza papę to TY MUSISZ sprawdzić, czy nadaje się ona do montażu mechanicznego. To WYKONAWCA ODPOWIADA za wbudowanie materiału wadliwego. Czy wiesz, że to TY MUSISZ inwestorowi zgłosić tzw. „mniej skomplikowane” błędy w projekcie? Oczywiście, te „mniej skomplikowane” błędy nigdzie nie są opisane, zatem nie jest to pojęcie ściśle określone, może to być np. brak podwalin pod słupami, postawienie słupa na garze, albo brak podparcia płatwi na długości powyżej 5,5 mb… Takich „drobnych” błędów projektowych jest masa, a ja nie znam projektu, w którym takie błędy się nie zdarzają. Za każdym razem WYKONAWCA MA OBOWIĄZEK poinformować inwestora o wszystkich nieprawidłowościach… Zatem by się chronić, informacja ta powinna być przekazana na piśmie, i o ewentualnym dalszym prowadzeniu prac z takim materiałem, lub jego wymianie etc. inwestor powinien WAS również poinformować na piśmie… Przesadzam? Moja historia całkowicie temu przeczy… Koniecznie zapoznajcie się z art. 634 kodeksu cywilnego oraz art 651 kodeksu cywilnego. Powiedzcie szczerze, po co ten kierownik budowy, sam kodeks cywilny marginalizuje jego funkcję do bytu zupełnie niepotrzebnego.
Ale, żeby nie było, że my tylko musimy, a nic nam się nie należy. Otóż, według mnie najważniejszy dla nas jest art. 654 kodeksu cywilnego. Inwestor musi wypłacać nam transze, za wykonanie konkretnych etapów prac, oczywiście musimy to zapisać w umowie, ale nie dajcie się nabrać na „Panie, zapłacę Panu jak Pan skończysz…”.
A Kierownik? Jest bytem wirtualnym, robi wpisy do dziennika budowy, który nie jest dokumentem urzędowym jeśli dochodzi do sprawy sądowej; jest, albo i nie na budowie i szczerze, jeśli nie jest się mega upartym, można jedynie mu palcem pogrozić. Jak pamiętacie, chciałem, by w mojej sprawie pomógł mi nadzór budowlany, ale skończyło się na pytaniu „czy budynek stoi?”. Ja jestem bardzo uparty, więc przygoda z kierownikiem budowy się jeszcze nie zakończyła, a o jej losie, niestety ze względów prawnych, będę mógł Wam powiedzieć dopiero za jakieś pół roku.
Z dekarskim pozdrowieniem
Rafał Szczepański
Komentarze