Na rynku

Ja nie szpanuję – robię swoje – wywiad z dekarzem roku

Pochodzący ze Świdnicy Marian Maciejasz po raz trzeci został SUPERDEKARZEM ROKU. Przepisem na sukces w tym przypadku okazała się ciężka praca i fach przekazywany z ojca na syna. Rozmowa z najlepszym dekarzem w Polce o zawodzie, kondycji branży oraz upodobaniach inwestorów.

Dlaczego ten zawód?

U mnie w domu ten zawód przechodzi z pokolenia na pokolenie. Mój ojciec był dekarzem. Ja sam już jak miałem trzynaście lat, to pracowałem na dachu z ojcem. Później skończyłem szkołę w Gdańsku i zostałem sztukmistrzem. Od ponad 35 lat pracuję w tym fachu, z czego sporą część przepracowałem na zachodzie. Dziś kładę 40 dachów rocznie, a swój fach przekazałem dalej moim dwóm synom.

Lubi Pan tę pracę?

Tak. Największym plusem jest satysfakcja z dobrze zrobionego dachu – gdy jest się czym pochwalić. Choć muszę przyznać, że jest to ciężka praca.

Potrafią w Polsce kłaść dachy?

Ci z mojego rocznika – którzy mieli się gdzie uczyć – to jeszcze potrafią, ale Ci młodzi nie zawsze. Z tych co ja znam, to zaledwie 30% jest dobrych. Pozostałych w ogólne nie powinno być na rynku, bo tylko psują opinię o fachowcach. Ale gdzie się mają nauczyć fachu? W Polsce nie ma np. szkół zawodowych. Teraz to jedynie Braas prowadzi szkolenia, ale udział w takich szkoleniach to tylko podnoszenie kwalifikacji, to za mało by być fachowcem. Moi koledzy pozakładali firmy dekarskie – a o fachu bladego pojęcia nie mają. Przykładowo w Świdnicy jest trzech wykwalifikowanych dekarzy, a firm trzydzieści. Ludzie przecież biorą spore kredyty na budowę, zatrudniają fachowców, a oni niestety nie zawsze się sprawdzają.

W takim razie kto nauczył pana pracowników fachu?

Wielu pracowników to ja wszystkiego nauczyłem. Podlegam pod CECH, więc część z nich u mnie kończyła szkołę i praktykę. Moich dwóch synów też sam szkoliłem.

A dużo ma Pan chętnych do pracy?

W tej chwili zatrudniam 5 brygad – 20 osób i to jest stała ekipa. Jeżeli już kogoś zatrudniam, to tylko sprawdzonych dekarzy. Jak się gdzieś firma rozwiązuje, to biorę najlepszego, bo ja swoich pracowników na każdym kroku nie pilnuję. Sam już nie chodzę po dachach. Teraz tylko szkolę, załatwiam materiały, zlecenia i pilnuję, żeby mieli zapłacone. Dbam też aby moi pracownicy mieli niezbędne i dobre narzędzia oraz sprzęt. Mam swój dźwig, windę – co wwozi dachówki na górę, a na dachu mam wózki – aby jak najmniej nosić. Źle u mnie nie mają – kilku pracuje już u mnie po 15 lat. Czasem słyszę, jak to w innych firmach wygląda – wciągają pracownicy dachówkę na dach za pomocą koziołka i liny, noszą ciężary – a ile taki człowiek wytrzyma? Trzeba szanować zdrowie – cudze też.

Opłaca się być w Polsce dekarzem?

Opłaca się być dekarzem w Polsce, ale z głową. Nie jeść dużą łyżką, a małą. Warto poświęcić ze trzy lata i mniej zarobić – aby przetrwać, a później zbierać żniwa. Ja nie szpanuję, robię swoje. Najważniejsza jest opinia – jak się jest dobrym to ludzie polecają i praca jest, ale to wymaga czasu. I przede wszystkim trzeba się znać na rzeczy. A w Polsce nie ma blacharzy, nie ma stolarzy….

Aż tak źle?

Rocznie poprawiam ok. 5 dachów. Jak ktoś się nie zna na blacharce, to za dach się nie powinien brać. Teraz się nauczyli tylko taśmami ołowianymi robić. Nie umieją kosza czy pasa nadrynnowego zrobić, obrobić komina. Kłaść dachówkę można się nauczyć w jeden sezon – bo co za filozofia – wymierzyć, zamontować łaty, ułożyć dachówkę. W blacharce jest już gorzej. Trzeba nożyce wziąć, podciąć w odpowiednim miejscu, trzeba wiedzieć jak rąbek zrobić, a to już jest problem. I trzeba pamiętać, że każdy dach jest inny, tu nie ma mowy o rutynie.

Czyli blacharka leży, a co z resztą?

Kolejnym problemem jest nieumiejętność oceny więźby dachowej. Kładą dach, a okazuje się, że więźba pęka. A przecież to powinno być oczywiste, że zanim zaczniemy kłaść dach trzeba sprawdzić drzewo, szczególnie przy wymianie pokrycia istniejącego dachu. Jeżeli drzewo jest brązowe i korniki po nim chodzą trzeba natychmiast wymienić więźbę. Absolutnie nie można jej wzmacniać deskami, chociaż czasami tak robią. Wtedy po trzech latach dzwoni inwestor z informacją, że „dach mu się wali”. Kolejna rzecz, aby nie brać tzw. spadów – czyli drzew które leżą po 7 lat w lesie, bo takie drzewo to już się nie nadaje. Na szczęście można je rozpoznać. Trzeba tylko rozkroić drzewo i sprawdzić słoje. Jak drzewo jest jasne, a od środka idą ciemne słoje, to znaczy, że się nie nadaje. No i pamiętajmy, że drzewo powinno 5 lat się suszyć. Jak bierzemy takie prosto z tartaku, to nie dziwmy się, że się „kręci” na dachu jak wysycha.

Zresztą z samym położeniem dachówki też niektórzy mają problem, np. nie wiedzą jak łaty kłaść. Syriusza nie położy ktoś, kto się nie zna. W przypadku tej dachówki, łaty trzeba prawie co do milimetra rozstawić. Jak się źle wyliczy, to dachówka w zamki nie wskakuje i dach się podnosi. Dlatego ludzie tak rzadko wybierają ten model dachówki. Z drugiej strony wiele osób myśli, że dachówki to, co do milimetra są równe. A przecież tak nie jest – przecież nawet płytek PCV do łazienki nie ma równych. Ale dekarz jest od tego, żeby linie utrzymał – tylko tu trochę wyobraźni trzeba. A jak on będzie wszystko dosuwał do końca, to mu zostanie 8 cm, z którymi nie wiadomo co zrobić. A jak sobie odpowiednio rozstawi, to nikt tego gołym okiem nie zauważy.

Na co powinni zwrócić uwagę inwestorzy wybierający ekipę?

Przede wszystkim sprawdzić kwalifikacje pracowników. Zdarza się, że pracownik ma lęk przestrzeni, a właściciel firmy na siłę każe mu wchodzić na dach. A poza tym, dobrze jest się przyjrzeć samej firmie sprawdzając jej opinie. Dlatego mówię, zanim się podejmie decyzję, trzeba wszystko dokładnie sprawdzić. I czasem lepiej dopłacić i mieć pewność, że dom wytrzyma nie 3 czy 5 lat, ale 50 lub nawet więcej.

Na fachowców ponarzekaliśmy, a jak jest z inwestorami?

Najgorsi są prywatni klienci, bo często jak kończy się robić dach, to się nagle okazuje, że pieniędzy nie mają. A jak osoba nie ma jak zapłacić, to szuka dziury w całym – a to dachówka ma jakieś kropki, albo linie, albo jest nierówna. Miałem kiedyś nawet przypadek, że mi laserowo dachówkę mierzyli. Dlatego teraz 90% moich zleceń pochodzi od firm.

A są skłonni inwestować w jakość, czy oszczędzają?

Ja zawsze robię dach, tak jak chcę. Jak mnie ktoś namawia na inne materiały to rezygnuję. Prawda jest taka, że ludzi do wszystkiego trzeba przekonać. Jak wchodzą jakieś nowe produkty czy rozwiązania na rynek, to należy zrobić szkolenie, wytłumaczyć. Wtedy właściciel firmy ma większe szanse przekonać inwestorów do wydania większej ilości pieniędzy. Ale zazwyczaj jest im obojętne – klient chce tanio, to tak robią. Czasem do hurtowni dobre materiały tylko dla mnie sprowadzają, bo inni nie korzystają. A to tylko dlatego, że nie potrafią ludziom wytłumaczyć, że warto kupić droższe materiały i mieć dach lepszej jakości.

A co najczęściej ludzie chcą mieć na dachu?

Teraz przeważnie dachówkę. Ja robię tylko Braasa, bo są najbardziej trwałe, najlepiej wypalane i mają lepszą glinę. Najczęściej Celtycką, Opal i Syriusz. Na wspólnotach Celtycką – bo tam zwykle inwestorzy nie mają za dużo pieniędzy. W domach jednorodzinnych najczęściej Opal miedziany. Co prawda jest przy niej najwięcej pracy, ale za to pięknie wygląda. Blachą w ogóle nie robię, bo średnio po 8 latach blacho-dachówka się łuszczy. Poza tym trzeba dobrze ocieplić, później konserwować. Z blachą jest też ten problem, że jak trochę wiatru wpadnie to cały dom ściąga. W przypadku dachówki odpadnie najwyżej kilka z nich.

A jakie kolory wybierane są najchętniej?

Ja najchętniej polecam kolory miedziane. Te najpopularniejsze, podstawowe. Odradzam ludziom rzadko spotykane barwy, bo później jest problem jak braknie kilku dachówek. Zamówi dekarz 200 okazuje się, że jednak trzeba 230 i na te 30 trzeba w hurtowni dość długo czekać, bo ich akurat nie mają na składzie. Małych ilości hurtownie nie chcą sprowadzać.

Czy trzykrotny tytuł SUPERDEKARZA pomaga w zdobywaniu zleceń?

Taki tytuł na pewno pomaga w zdobyciu zaufania wśród potencjalnych inwestorów. Chociaż według mnie ważniejsze jest zadowolenie dotychczasowych klientów – bo przecież na opinię pracuje się przez wiele lat. Myślę, że taki konkurs może pomóc szczególnie tym, którzy dopiero wchodzą na rynek – ale za takim wyróżnieniem musi stać wiedza. Udział w programie to w tej chwili dla mnie raczej forma zabawy i możliwość zdobycia nagród, niż sposób na promocję.

  • na dachu od:
    • odkąd skończył 13 lat
  • ulubione narzędzie na dachu:
    • młotek dekarski i nożyce do docinania blachy
  • ulubiony model dachówki:
    • Opal Miedziany
  • najchętniej na dachu:
    • na wiosnę
  • w wolnej chwili:
    • najchętniej łowi ryby
  • na wakacje:
    • do Egiptu
  • największy plus bycia dekarzem:
    • satysfakcja z dobrze zrobionego dachu
  • największy plus bycia SUPERDEKARZEM:
    • nagrody za punkty oraz popularność

Dziękujemy na rozmowę.

4.9/5 - (8 votes)

Data publikacji: 18 czerwca, 2012

Autor:

4.9/5 - (8 votes)

Tagi:

Komentarze


Udostępnij artykuł

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  1. mirek
    piątek, 12 czerwca, 2015

    jestem ciekaw ile miarek dostał za ten wywiad

  2. Marzena
    poniedziałek, 13 kwietnia, 2020

    Zostać 3 razy superdekarzem roku to nie lada osiągnięcie. Dobrze ten pan mówi, jak się jest dobrym to ludzie polecają i praca jest.

Podobne artykuły