Na rynku

Mucha nie siada

Ostatnimi dniami siadłem sobie powspominać, a właściwie poczytać swoje własne „pisarstwo”. Szczerze mówiąc to historie nie napawają optymizmem – a to „dociekliwy” inwestor, a to błędy projektowe – istny dramat…


Dziś zacząłem kolejną budowę. Jest ona inna. Inna niż opisywane wcześniej przypadki, począwszy od samej pierwszej rozmowy telefonicznej z inwestorem. Oczywiście na samym początku chciałem podpytać pana, jak do mnie dotarł. Okazało się że inwestor, a właściwie jego ekipa murarzy, zrobiła casting wśród właścicieli domów stojących przy ulicy, na której jest budowany dom inwestora. Przeszli od domu do domu, zbierając opinie o wykonawcach poszczególnych dachów. Jak się okazało na około piętnaście domów, trzy dachy były wykonywane przez moją ekipę i każdy z inwestorów do dziś mial mój numer telefonu, a także serdecznie mnie polecał. Tak oto po tak przeprowadzonej wstępnie selekcji inwestor postanowił do mnie zadzwonić i zaprosić na pierwsze spotkanie.
Spotkanie owo odbyło się jeszcze tego samego dnia. Przyjeżdżając na budowę myślałem, że dostane do ręki projekt z zapytaniem „ile za robotę?”, klient trochę pomarudzi, co to by nie chciał, ale go nie stać itd… Otóż na miejscu zastałem prócz inwestora również Pana Architekta i Kierownika Budowy w jednej osobie. Rozciągnięto przede mną plan wielkości blatu kuchennego i Pan Architekt zaczął ze mną omawiać budowę więźby krok po kroku, klasę i sposób impregnacji drewna, sposób wykonywania zaciosów, a nawet był zainteresowany, jakimi śrubami będę skręcał więźbę. Największe moje zdziwienie miało miejsce, kiedy poproszono mnie o wykonanie kozubków za kominami. Powiem szczerze, że z chęcią wykonam taki detal, tym bardziej, że w swojej „karierze” pierwszy raz spotykam się, by takie rozwiązanie było egzekwowane przy wykonaniu pokrycia.
Kolejnego dnia otrzymałem telefon od inwestora, że zarówno moje kompetencje, jak i podana cena za wykonanie konstrukcji i pokrycia odpowiadają Panu Inwestorowi i bardzo chętnie przejdzie on ze mną do następnego etapu rozmów. Kolejny etap rozmów? Okazało się że Pan Architekt począł ze mną ustalać wszystkie detale dachu, począwszy od rozwiązania okapu, tak by zabezpieczyć go przed ptactwem, rodzajem komunikacji dachowej oraz ilości kominków i ich średnicy, a skończywszy na bliskości osadzenia okna dachowego w sąsiedztwie kosza. I weźmy pod uwagę, że te wszystkie ustalenia miały miejsce jeszcze przed moim wejściem na dach. Kolejną kwestią było drewno oraz jego impregnacja. Chyba pierwszy raz spotkałem się z „normalnym” Panem Architektem, który przyznał mi rację, że zakup drewna certyfikowanego graniczy z cudem i tak samo dobre drewno można zakupić z zaufanego tartaku, dopilnowując jedynie, by nie miało krzywizn i oflisów. Co do impregnacji ogniowej drewna, Pan Architekt sam z niej zrezygnował, choć ją zalecił w projekcie, wypowiedział się cytując „Jak ma się spalić, to i tak się spali”. Jestem bardzo ciekawy, co do dalszej współpracy z Inwestorem i Architektem. Zapowiada się ona szczegółowo, ale konstruktywnie, a projekt architektoniczny jest wykonany tak dokładnie, że „mucha nie siada”. Co do wyborów materiałów obaj panowie zdali się na mnie, oczekując jednak słusznych argumentów, co do wskazanych rozwiązań.
Koledzy, powiecie czy też pomyślicie: BUDOWA IDEAŁ. Współpraca idealna, dobre materiały, Inwestor skłonny wysłuchać rzeczowych argumentów, a Kierownik Budowy – szukający pozytywnego rozwiązania wskazanych przeze mnie problemów.
Zobaczymy jak będzie układało się dalej, ale może zasługą idealnej współpracy na linii INWESTOR-ARCHITEKT-WYKONAWCA jest fakt, że Pan Architekt projektuje i buduje dom dla swojej córki. Czego i Kolegom życzę.

Z dekarskim pozdrowieniem
Rafał Szczepański

5/5 - (5 votes)

Data publikacji: 10 lipca, 2016

Autor:

5/5 - (5 votes)


Komentarze


Udostępnij artykuł

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Podobne artykuły