Na rynku

Statystyczny Statysta… – na kłopoty Szczepański

Ten felieton miał być w świątecznym duchu, optymistyczny, miły… Jednak przedwczoraj zadzwonił telefon i opowieści z mchu i paproci poszły się paść.

Zacznę trochę nietypowo, od wyjaśnienia Wam tytułu. Zajrzyjmy zatem do Wikipedii. „Statysta – pełnoprawny pracownik planu zdjęciowego, odgrywający podrzędne role za ustalone wynagrodzenie. Zwykle występuje w tle postaci głównych. Niekiedy jednak statyści odtwarzają bardziej rozbudowane role, przez co wchodząc ze sobą w interakcje, tworzą bardziej realistyczne tło”. Czy już domyślacie się o kogo chodzi? Zmieńmy w definicji „plan zdjęciowy” na „plac budowy” i… właśnie zajaśniała Wam Wszystkim Pierwsza Gwiazdka, czyli w sumie zrobiło się świątecznie :). Skąd taki początek? Otóż wspomniany telefon wykonał były klient sprzed kilku lat, któremu wykonywałem więźbę dachową, a teraz uzbierał pieniądze i dzwoni z zapytaniem, czy wykonam w przyszłym roku pokrycie. Oczywiście, jak najbardziej, wypytałem na jakim etapie jest teraz budowa, bo Pan miał samodzielnie wykonywać pewne rzeczy związane ze wstępnym kryciem i tak sobie postanowiłem zapytać, czy wszystko jest wpisane do dziennika budowy. Inwestor odrobinę się zapowietrzył, w słuchawce zapadła cisza… Odezwał się dopiero po chwili: „Ja jeszcze mam niewypełniony dziennik budowy…”.

Dom stoi, w środku hydraulika i wykończenia, na dachu deski i papa. A dziennik pusty? I usłyszałem taką oto historię.
Kierownik dostał dziennik budowy do opieki, na budowę nie przyjeżdżał, jedynie miał wpisywać do niego prace zgodnie z wysyłanymi do niego datami i zakresami. Samo to już budzi zgrozę… Ów kierownik pracował w tamtym czasie w dużym ogólnopolskim molochu budowlanym, jednak, jak to się ładnie mówi, zmienił pracę, i… dziennik budowy oraz projekt zostawił przy wyprowadzce w biurku byłego pracodawcy. „Kompetencja” na każdym etapie wykonywania umowy z klientem aż w oczy kole. No i dziennika brak…
Zacząłem pytać, dlaczego tak się to wszystko złożyło i usłyszałem: „Sam jestem inżynierem, wiem co i jak. Mnie był potrzebny STATYSTA DO POSTAWIENIA PIECZĄTKI”. Szczerość inwestora mnie rozbroiła, ale z drugiej strony nie zdziwiła, bo znam tego kierownika i wiem, że jest beztroski w swojej pracy. Uważa, że nawet jak coś się wydarzy, to ma ubezpieczenie… Być może też ta pewność siebie i buta zawodowa wynikają z tego, że pracował w molochu, który miał świetnych prawników. A oni, co by nie „odwalił”, będą go bronić do ostatniej krwi.

Ilu jest w tym zawodzie statystów, którzy nie zdają sobie sprawy z konsekwencji takiej „pracy”? Tak naprawdę konsekwencji jedynie dla inwestorów prowadzonych budów, bo sami mają ubezpieczenia, które pokryją koszty każdego błędu i zaniechania. Rozbestwia ich także podejście Izby Inżynierów Budownictwa, która pierwszą karę, jaką nakłada na takie udowodnione występki, jest właściwie zawsze upomnienie… I tak taki kierownik pozostaje statystą w teatrze budowy, aż do momentu kolejnego problemu konstrukcyjnego, albo – co gorsza – katastrofy, w której zginą ludzie.
Pisząc to sam doszedłem właśnie do niespodziewanego dla siebie morału… Bardzo dobrze, że zniesiono na małych obiektach konieczność powoływania kierownika, bo daje to oszczędność na statyście, a inwestor W KOŃCU dowiaduje się jaka odpowiedzialność na nich ciąży i jaka mnogość problemów pojawia się w procesie budowlanym, które KIEROWNIK BUDOWY POWINIEN ROZWIĄZAĆ. Zatem, Koledzy moi, w te Święta życzę Wam i sobie, by na naszej drodze zawodowej spotykać więcej aktorów, a zdecydowanie mniej statystów drugiego planu… ho, ho, ho…

Ze świątecznym pozdrowieniem
Rafał Szczepański


Data publikacji: 28 stycznia, 2024

Autor:



Komentarze


Udostępnij artykuł

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Podobne artykuły