Na rynku

Bo się Pan przygotował…

Niewiele już chyba może mnie zaskoczyć. Życie jednak potrafi zweryfikować nasze wyobrażenia i plany, szczególnie w dziedzinie budownictwa.


Dwa tygodnie temu zakończyłem prace na ciekawym domku. Niewielkich rozmiarów daszek, zaledwie 165 m2, ale dość mocno „posiekany”. Sporo grzbietów, sporo koszy, konstrukcja drewniana to kratownica – przeze mnie tworzona i skręcana, na dachu drobniutka dachówka w pięknej glazurze. Kolegom tłumaczyć raczej nie trzeba, że i wkrętów ciesielskich do takiej konstrukcji idzie bez liku, i spinek do dachówki sporo potrzeba (zwłaszcza tych do ciętej), nie mówiąc o folii dachowej. No, ale Panu Kierownikowi wytłumaczyć trzeba było. Pierwszy raz po wykonaniu dachu zarzucono mi, że zużyłem za dużo elementów mocujących i scalających, że za dobra folia dachowa poszła, bo przecież poddasze jest nieużytkowe…
Na początku, gdy Pani Inwestor do mnie zadzwoniła z takimi „zarzutami” to ZBARANIAŁEM. Argumentem koronnym na moje „marnotrawstwo” miał być fakt, że wykonawca – którego nie wybrali, przedstawił im ofertę materiałową z ilościami o ponad połowę mniejszymi, zarówno w przypadku dachówki, jak i spinek, folii etc. I coraz bardziej nie wiedziałem co powiedzieć, a szczególnie mnie zatkało, kiedy usłyszałem, że wątpliwości to właściwie ma również Pan Kierownik. Po 40 minutach jałowej dyskusji poprosiłem o spotkanie „wielostronne” na budowie. No niechże ten Pan Kierownik mi w twarz powie, że np. spinek do dachówki za dużo zużyłem, albo że dachówki o zapotrzebowaniu 9 szt./m2 ma być sztukowo tyle samo na dachu, co tej o ilości 13 sztuk.
No więc – wziąłem kartkę i liczę. Spinki: mocowanie co piątą dachówkę, dachówki cięte tyle i tyle sztuk, wkręty: 8 sztuk na węzeł… Nawet membranę wyliczyłem co do metra. A, przepraszam – gdzieś na straty poszło 3,6 m2.
Dnia następnego spotkaliśmy się wszyscy na budowie. No, prawie wszyscy. Nieobecny był niestety małżonek inwestorki, z którym to uzgadniałem wszelkie kwestie materiałowe. Poprosiłem zatem o jego obecność. Pani Inwestor podążyła w kierunku domu, i po chwili państwo wrócili razem. Dlaczego wspominam ten szczegół? Przekonacie się, Koledzy, że jest on wręcz kluczowy. Zatem, będąc w komplecie, rozpoczęliśmy dyskusję. Pan Kierownik, chcąc dać popis, zaczął liczyć wkręty ciesielskie – ubaw miałem niezły, biorąc pod uwagę, że było ich ponad 1700 sztuk. Przy tysiąc pięćsetnym się poddał… Ilości spinek czy folii, cytując go – „bronią się”. I tak inwestorzy zmuszeni zostali, poniekąd przez Pana Kierownika, do dopłacenia pozostałej do uregulowania kwoty.
Bez „pokazówki” jednak się nie obyło. Usłyszałem od Pani Inwestor: „- Wytłumaczył się Pan, bo się Pan przygotował, ale gdybyśmy Pana poprosili bez uprzedzenia, to by Panu tak łatwo nie było”… No żesz – SZCZYT.
Poza tym podobno wysłałem panią do domu po małżonka, żeby mieć czas na „dogadanie się” z Kierownikiem. Innych bzdetów przytaczać nie będę, bo zapewne i po tym płaczecie ze śmiechu.
I tak zakończyłem przygodę z pewnym dachem, tłumacząc się – dlaczego zrobiłem go ZA DOBRZE…

Rafał Szczepański

5/5 - (3 votes)

Data publikacji: 20 stycznia, 2016

Autor:

5/5 - (3 votes)


Komentarze


Udostępnij artykuł

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Podobne artykuły