Na rynku

Wille, zamki i pałace – felieton Rafał Szczepański

Jeżdżąc w Polskę czy nawet wokół, jak ja to mówię, „komina” możemy zauważyć, że praktycznie za każdym laskiem, za każdym przysłowiowym rogiem, wyrasta nowy budynek. Wzrost wydanych zezwoleń przełożył się wprost proporcjonalnie na liczbę rozpoczętych budów, co dla nas, dekarskiej braci, oznacza hossę…


Przyglądając się wyrastającym fundamentom, przeglądając dostarczane mi projekty zauważyłem, że nowe budynki, to raczej wille, rozłożyste niskie budynki bez poddasza użytkowego. Dachy zaś… czego tam nie ma, kosz na koszu koszem poganiany, że bardziej połamać się nie da. Ewentualnie na poddaszu owym po zagospodarowaniu ląduje przynajmniej z dziesięć okien dachowych.

Z punktu widzenia wykonawcy muszę powiedzieć, że się cieszę, bo i wartość materiału do budowy dachu spora, a i robociznę można w miarę dobrze zgodzić, tyle że klient… czy ja wiem, czy wdzięczny… czy ucieszy się taką radością szczerą w dniu odbioru budynku… czy może znajdzie sto powodów do utyskiwania na, że mogłoby być lepiej, inaczej, prościej, krzywiej etc.?!?

Oczywiście są to rozważania i należy zaznaczyć, że nie każdy klient okazałego budynku stanie markotnie i powie, że „myślał że będzie inaczej…”. Sądziłem jednak, że nigdy nie spotkam inwestora w pełni zadowolonego z mojej pracy.

Inwestora z tym błyskiem w oku ‘to jest to!”… A jednak spotkałem! Pewnie myślicie, że Pani czy też Pan Inwestor rozpromienili się na widok pięknie ułożonego wolego oka czy choćby fajnie wykonanej zakładki… Zgadza się jedynie fakt, że chodzi o dach, zaś osobą odbierająca moje prace była Pani Inwestor, będąca w wieku takim, że na pewno nie wypada o niego zapytać, ale myślę, że może nie pamiętać ile lat temu przeszła na emeryturę.

Cudowna Starsza Pani, która na widok efektów mojej pracy zakrzyknęła „spełnił Pan moje marzenie”, mając właśnie ową radość pierwotną w swoich oczach. Nie był to dach z wieżyczkami czy innymi cudami… była to jej własna stodoła, która została pokryta zwykłym trapezem alucynkowym, ale była zrobiona dokładnie jak rzeczona Pani sobie wymarzyła i wyobrażała. Ujęła mnie ta radość w oczach, ten prawdziwy śmiech i uśmiech, który tak bardzo rzadko zdarza się nam ujrzeć po skończonej pracy… bo przecież trzeba zapłacić za robotę…

Może uznacie, że piszę o sprawie mało istotnej, błahej i niestosownej na łamy tak szacownego pisma… Piszę to szanowni koledzy, po to by pokazać, że jednak nasza praca potrafi uszczęśliwić tak szczerze drugiego człowieka, potrafi być doceniona oraz jest bardzo ważna… Życzę Kolegom spotkania przynajmniej jeden raz takiego Inwestora, bo mnie owo spotkanie i końcowe wyrazy radości usłyszane od tej wspaniałej Starszej Pani sprawiły więcej szczęścia, niż otrzymanie zapłaty za wykonanie tego dachu.

Tylko jakoś mam wrażenie, że ten szacunek, prestiż i radość z efektów naszej pracy w oczach Inwestorów, jest odwrotnie proporcjonalny do skomplikowania dachu, że tak ujmę.

Z dekarskim pozdrowieniem
Rafał Szczepański

5/5 - (2 votes)

Data publikacji: 12 sierpnia, 2017

Autor:

5/5 - (2 votes)


Komentarze


Udostępnij artykuł

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Podobne artykuły